środa, 28 listopada 2012

Martin Scorsese

Słów kilka o sześciu filmach Martina Scorsese, które miałem przyjemność obejrzeć...


1. Taxi Driver (1976)

Weteran wojny w Wietnamie nie może odnaleźć swojego miejsca w starym świecie, męczy go bezsenność i dlatego zatrudnia się jako nocny taksówkarz. Przytłacza go otaczająca rzeczywistość, zaczyna dostrzegać brud, korupcję, prostytucję i narkomanię... W roli głównej młody Robert De Niro, który zagrał w tym filmie prawdopodobnie swoją najlepszą rolę w życiu. Film w niezwykły sposób oddaje klimat nocnego życia Nowego Jorku, a także obnaża wady miejscowej społeczności. Klasyk! 


2. Raging Bull (1980)

Przekonany o swojej doskonałości,  bezkompromisowy i pewny siebie bokser wagi średniej Jake La Motta wygrywa kolejne walki, zbliżające go do otrzymania upragnionego tytułu. Sukcesy na ringu nie przekładają się jednak na życie prywatne La Motty, wiecznie podejrzewa swoją ukochaną o zdradę, we wszystkich widzi wroga, nawet w swoim własnym bracie, który na każdym kroku jego kariery wspierał go całymi siłami. Jest to film, który pozornie traktuje o boksie, jednak tak naprawdę "Wściekły Byk" to historia, podobnie jak w "Taksówkarzu" o zagubionym człowieku. Jeżeli ktoś oczekuje produkcji podobnej do filmu "Rocky" to ten film prawdopodobnie mu się nie spodoba, bo tutaj ważniejsze od wydarzeń na ringu są procesy, które zachodzą wewnątrz umysłu głównego bohatera. Kolejna świetna rola Roberta De Niro, ale według mnie jeszcze lepsza jest w tym filmie postać brata głównego bohatera, grana przed doskonałego Joe Pesciego.


3. Goodfellas (1990)

Jeżeli miałbym wymienić trzy najlepsze filmy w historii kina to "Chłopcy z ferajny" z pewnością znaleźliby się na tej liście. W tym genialnym filmie mamy możliwość obserwowania od wewnątrz jak funkcjonuje mafia. Film różni się znacznie od "Ojca Chrzestnego". Jest brutalniejszy, bardziej realistyczny. Każda rola jest starannie przemyślana, a całość ogląda się z zapartym tchem! To jeden z tych filmów gdzie utożsamiamy się z głównym bohaterem bez reszty, mimo tego, że to bandyta. 


4. Gangs of New York (2002)

Pierwsze słowo jakie przychodzi mi na myśl, kiedy słyszę nazwę tego filmu to "rozmach". Epicka scenografia, tysiące statystów, wiernie odwzorowane kostiumy sprzed wieków... Historia chociaż ciekawa, to jednak nieco banalna. Możemy zobaczyć tu klasyczne schematy, wykorzystane w dziesiątkach innych filmów. Niemniej film ogląda się nie bez przyjemności. Myślę, że jednym z celów reżysera - podobnie jak w "Taxi Driver" było pokazanie, że Amerykanie to nie tylko przyklejony do twarzy uśmiech, ale ludzie, którzy otoczeni są zewsząd pokusami, z którymi często przegrywają.


5. Aviator (2004)

Po raz kolejny Scorsese przygląda się bliżej jednemu człowiekowi. Tym razem jest to postać historyczna, Howard Hughes - miliarder, pilot, producent filmowy, konstruktor samolotów, słowem - wizjoner. Obserwujemy jak powoli spełnia swoje wielkie plany i marzenia, widzimy też jego życie prywatne. Film ciekawy, ale nie jakoś szczególnie urzekający.


6. Shutter Island (2010)

Weteran II Wojny Światowej, aktualnie amerykański policjant przypływa prowadzić śledztwo, wraz ze swoim partnerem na odległą wyspę, gdzie mieści się szpital psychiatryczny... Ten film w widzach budzi mieszane emocje. Jednych zachwyca, a innych rozczarowuje. Ja zaliczam się do pierwszej grupy. Według mnie najlepiej ten film obejrzeć bez czytania o jego fabule. Bo fabuła w tym filmie jest przewrotna i zaskakująca... Z jednej strony to  thriller, z drugiej film psychologiczny. Zachwycają zdjęcia Roberta Richardsona, zachwyca klimat... Polecam!

sobota, 17 listopada 2012

Żyłem jak

Wczoraj miałem okazję zrobić coś, czego wcześniej nie robiłem. Teledysk. Kolega z czasów liceum, który jest początkującym raperem poprosił mnie o nakręcenie klipu do jego najnowszego kawałka. Zgodziłem się, całość powstawała bardzo spontanicznie. Od 10.00 do 14.00 kręcenie zdjęć w Bydgoszczy, a później montaż z Maciejem i koloryzacja do późnych godzin nocnych...


Klip można zobaczyć tutaj: https://vimeo.com/53717516

piątek, 2 listopada 2012

Cela nr

Stacja TVN zrobiła dla swoich widzów coś niewyobrażalnie dobrodusznego, otóż jakiś czas temu uruchomiła darmowy serwis VOD - TVN Player. Dzięki tej usłudze możemy oglądać najnowsze produkcje tej stacji szybciej, niż ukażą się one na tradycyjnym ekranie... Jednak nie to najbardziej mnie zachwyciło, najlepsze jest to, że oprócz najnowszych produkcji znaleźć tam możemy perełki sprzed lat, produkcje o których albo już zapomnieliśmy, albo nawet nie mieliśmy okazji ich poznać. Tak jak już pisałem jakiś czas temu na blogu, od dawna pasjonuje mnie szeroko pojęta kryminalistyka, a w szczególności seryjni mordercy. Wieść o tym, że mogę w końcu, po prawie 14 latach od swojej premiery zobaczyć serial dokumentalny Edwarda Miszczaka "Cela nr" wywołała u mnie niemałą euforię. Była to bardzo oszczędna w formie i bogata w treści produkcja, Edward Miszczak jeździł po kraju i rozmawiał z najgroźniejszymi przestępcami osadzonymi w zakładach karnych. No właśnie - rozmawiał. Czy naprawdę tak wiele trzeba, żeby zrobić znakomity program telewizyjny? Wcale nie trzeba jurorów, gwiazd, dziesiątek kamer, ciężkich lamp, ogromnych scenografii i publiczności. Wcale nie trzeba wydawać setek tysięcy, a nawet milionów złotych na produkcję. Świetnie przygotowany, zainteresowany tematem, dążący do prawdy dziennikarz, niecodzienny rozmówca, dwie kamery i naturalne wnętrze - tyle według mnie potrzeba było do stworzenia serialu dokumentalnego, który wciągnie widza bez reszty, który spowoduje, że widz będzie miał refleksje po  jego obejrzeniu... Mój wczorajszy seans z "Celą nr" rozpoczął się o godzinie 22.00, a skończył na krótko przed 5.00. To chyba jest najlepsza recenzja tego programu. Serdecznie polecam.


Na zdjęciu Tomek w wieku osiemnastu lat, dwa lata wcześniej zabił siekierą swoich rodziców podczas snu. "Cela nr" to nie pogoń za sensacją, to raczej analiza umysłu mordercy, próba zrozumienia i dociekania prawdy...