niedziela, 30 września 2012

Bieg

Wczorajsze zdjęcia u mojej prababci sprawiły, że nabrałem jeszcze większej ochoty na fotografowanie... Zabrałem moją siostrę Laurę na krótki spacer i kazałem jej biec w stronę obiektywu, powstała masa zdjęć, ale tylko jedno naprawdę mi się spodobało... Dla zainteresowanych: Nikon D5000, 18mm, f/3.5, 1/1000s, ISO 200.

Monika

Dziś wraz z tatą i bratem odwiedziliśmy moją prababcię, która mieszka pod Bydgoszczą. Ma na imię Monika i niedługo skończy 93 lata. Stwierdziłem, że warto uwiecznić na fotografiach jak wygląda moja prababcia i jej mieszkanie, jest ono bowiem zupełnie inne niż te spotykane dzisiaj. Wziąłem więc ze sobą aparat i postanowiłem zrobić kilka prostych zdjęć, które oddałyby atmosferę miejsca, w którym moja prababcia spędziła ostatnich kilkadziesiąt lat. Zdjęcia oświetliłem jedynie zastanym światłym żarowym, żeby sztucznie nie ingerować w klimat.


















niedziela, 23 września 2012

Człowiek słoń

To co kocham w kinie to różnorodność. Jedne filmy są wzruszające, inne wyśmiewają rzeczywistość, a jeszcze inne po prostu sprawiają, że możemy się na jakiś czas oderwać od codzienności. "Człowiek słoń" Davida Lyncha to według mnie jeden z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek powstały, to historia oparta na życiu Josepha Merricka dotkniętego straszną, zniekształcającą ciało chorobą. To opowieść o inności, o człowieczeństwie, o akceptacji. W rolach głównych znakomity Anthony Hopkins i John Hurt. Film ogląda się z wielkim poruszeniem, zwłaszcza mając na uwadze, że to historia oparta na faktach... Zdecydowanie polecam!

Słoń

Przeczytałem ostatnio wypowiedź dotyczącą tego jak odróżnić artystę od rzemieślnika, padło bardzo trafne stwierdzenie, że artysta nie boi się eksperymentować i ponosić porażki, a rzemieślnik korzysta tylko z tych rozwiązań artysty, które zostały powszechnie zaakceptowane. "Słoń" Gusa Van Santa to film wyjątkowy, ale mimo złotej palmy w Cannes w 2003 roku nie przypadnie on według mnie do gustu większości widowni. Paradoksalnie uważam to za jego zaletę, ten film nie został zrobiony po to by umilić dwie godziny życia, ale po to żeby opowiedzieć dramat, który rozegrał się jakiś czas temu w jednej z amerykańskich szkół średnich. Mamy okazję zobaczyć feralny dzień z perspektywy różnych jej uczestników, zarówno oprawców jak i ofiar. Reżyser bardzo powoli buduje napięcie, sceny są bardzo długie, a cięcia montażowe stosowane oszczędnie, kamera podąża za bohaterami w ich domach i szkole... Ten film albo może się bardzo spodobać, albo wręcz odwrotnie, a jeżeli się spodoba to z pewnością skłoni do długotrwałych refleksji.

Bliski wschód

Będąc na wakacjach czasami warto wyjść z hotelu i spojrzeć na świat z nieco innej perspektywy, z perspektywy której na próżno szukać na zdjęciach z wymarzonych podróży. Dziś pokażę kilka zdjęć, które udało mi się zrobić dwa lata temu w Egipcie. Podejrzewam, że do dziś mimo Arabskiej wiosny na Bliskim wschodzie niewiele zmieniło się w tym rejonie świata. Tyle się mówi w mediach o zrównoważonym rozwoju, ale w kapitalistycznej rzeczywistości to postulaty niemożliwe do zrealizowania. Ciężko się z tym pogodzić, ciężko to zmienić, ale można to pokazać.







sobota, 22 września 2012

Ala

Dziś zostaję w klimacie fotografii. Tym razem kilka zdjęć Ali - mojego autorstwa i moje ulubione wspólne zdjęcia z Nią... 





  








poniedziałek, 17 września 2012

Intel


Nigdy nie wysłałem żadnych swoich zdjęć na konkursy, bo twierdziłem, że nie ma to większego sensu w moim przypadku, ale kilka tygodni temu moja dziewczyna namówiła mnie na udział w konkursie fotograficznym organizowanym przez Intela. Ku mojemu zdziwieniu kilka dni po wysłaniu pracy na konkurs dostałem maila od Intela z informacją, że moje zdjęcie zostało wybrane spośród setek innych jako najlepsza fotografia tygodnia. Nie ukrywam, że bardzo ucieszył mnie fakt docenienia mojej pracy przez profesjonalne jury w Stanach Zjednoczonych, a co za tym idzie otrzymanie bardzo przyzwoitej nagrody oraz wykorzystanie mojego zdjęcia w klipie Intela. Zdjęcie wykonałem w marcu tego roku, pochodzi z serii latających z moją bardzo dobrą koleżanka Agnieszką Liberek, której w tym miejscu chciałbym raz jeszcze serdecznie podziękować za owocną współpracę i bardzo fajnie spędzony dzień zdjęciowy. Dziękuję również Martinowi Stankiewiczowi i jego rodzinie – oni wiedzą najlepiej za co. Dla zainteresowanych dane techniczne tego zdjęcia: Nikon D5000, przesłona f/4.5, czas naświetlania 1/1000s, ISO 200, ogniskowa 38mm.


sobota, 15 września 2012

Prezi

Tym razem zmieniam temat z filmu na coś zupełnie innego, chociaż to również jest ściśle związane z obrazem. Mam wrażenie, że rynek prezentacji multimedialnych jest obecnie w Polsce i na świecie całkowicie zdominowany przez Microsoft Power Pointa. Sam do pewnego czasu nawet nie wiedziałem o jakiejkolwiek alternatywie dla tego programu, a w związku z tym, że studiuję - często mam potrzebę robienia prezentacji multimedialnych będących tłem do wygłaszanych przeze mnie referatów, albo prowadzonych przeze mnie zajęć na określony przez ćwiczeniowca temat. Pewnego dnia poznałem jednak program, który całkowicie zmienił moje podejście do prezentacji. Prezi to aplikacja online, dostępna za darmo, umożliwiająca tworzenie różnorodnych animacji flash, całkowicie odmienna od skostniałego pokazu slajdów. Przygotowana przez nas animacja to ogromna mapa myśli, animowana na zasadzie tak zwanego zoomingu bez utraty jakości. Kiedy skończymy etap projektowania możemy całość wyeksportować do interaktywnej animacji flash, która działa samodzielnie, bez połączenia z internetem. Gorąco polecam licealistom, studentom i innym osobom, które tworzą tradycyjne pokazy slajdów, a chcą spróbować czegoś nowego, znacznie bardziej pozwalającego rozwinąć wyobraźnię.

Moje Prezi można zobaczyć na: http://prezi.com/user/nadolski/


Byłem żołnierzem

"Byłem żołnierzem" to jeden z pierwszych filmów Krzysztofa Kieślowskiego, był on swego rodzaju opozycją dla propagandowych filmów PRL w ówczesnym czasie. Reżyser przeprowadził szereg wywiadów z weteranami II Wojny Światowej, którzy na froncie stracili wzrok. Pyta ich w jakich okolicznościach spotkało ich to nieszczęście, jak wpłynęło to na ich życie, pyta również o to co im się śni i jakie jest ich największe marzenie. To nad wyraz poruszający dokument pokazujący bezsens wojny i jej tragiczne konsekwencje dla zwykłych ludzi. Film jest bardzo skromny wizualnie, widzimy tylko twarze wypowiadających się bohaterów przeplatane białymi planszami, na których pojawiają się wypowiadane przez nich słowa, jednak na końcu filmu obraz przechodzi w czerń i już się nie rozjaśnia. To wymowny zabieg montażowy Kieślowskiego pokazujący brak nadziei dla weteranów... Polecam! 


poniedziałek, 10 września 2012

Odwróceni zakochani

Kilka dni temu byłem w kinie na „Odwróconych zakochanych”. Wcześniej obejrzałem zwiastun tego filmu i stwierdziłem, że pomysł opowiedzenia historii miłości kobiety i mężczyzny, którzy żyją na dwóch planetach bardzo zbliżonych do siebie, jednak z przeciwną grawitacją jest co najmniej interesujący. Niestety okazało się, że pomimo wielkiego potencjału, w postaci tej bajkowej scenerii sama historia jest raczej standardowa, żeby nie napisać dosadniej - banalna i przewidywalna. Twórcy filmu pokazują nam dwie planety, dwa diametralnie różne światy, ten na górze jest bogaty i zaawansowany technologicznie, a ten na dole wręcz przeciwnie. Przebywanie nie na swojej planecie jest zabronione prawnie, a jeżeli jakimś cudem uda się komuś przedostać na przeciwległą planetę to po jakimś czasie ulegnie on samozapłonowi, co oczywiście oznacza śmierć. To klasyczny przykład mezaliansu, który jest przesadnie często wykorzystywany w romansach. Uważam, że na uwagę w tym filmie zasługuje nie główny wątek miłosny, ale to co dzieje się w głębi kadru, bowiem na drugim planie możemy obserwować obrazki przypominające wizje z dzieł surrealistycznych malarzy. Wydaje mi się, że reżyser chciał opowiedzieć o zbyt dużej ilości spraw w zbyt krótkim czasie, dlatego zabrakło go na chociażby pokazaniu kilku scen, które przekonałby widza, że warto kibicować głównym bohaterom. Film w skali od jednego do dziesięciu oceniam na sześć, główne ze względu na wspomniany drugi plan, polecam miłośnikom klasycznych romansów i science fiction. 


Wesele początkiem końca


Wesele to zarówno w naszej jaki i w wielu innych kulturach jedno z najważniejszych i najbardziej radosnych chwil w życiu zarówno dla pani młodej, jak i pana młodego, a także dla ich rodzin, przyjaciół i znajomych. Przynajmniej takie są założenia teoretyczne dotyczące tego obrzędu. Wesele to czas w którym dwoje ludzi zaczyna tworzyć nową rodzinę, podstawową komórkę społeczną. Wojciech Smarzowski, wybitny polski reżyser i scenarzysta wykorzystał wesele do opowiedzenia swoim widzom historii bardzo ważnej, ale bynajmniej nie wesołej. „Wesele” to drugi, pełnometrażowy film tego twórcy, został on entuzjastycznie przyjęty zarówno przez szeroką widownię jak i przez krytyków filmowych. Smarzowski w swoim dziele przedstawia nam akcję, która dzieje się od wieczora do ranka, następnego dnia. W tym bardzo krótkim czasie udaje mu się ukazać przekrój przeciętnego Polaka, obnażyć jego wszelkie wady i kompleksy, a także pokazać na jakich zasadach funkcjonuje rodzina w różnych fazach jej istnienia, od jej powstania podczas ślubu, aż po jej kres, czyli rozstanie. Akcja filmu rozgrywa się na typowej Polskiej wsi, gdzieś w województwie Podkarpackim, a zaczyna się w kościele podczas uroczystości ślubu udzielanego przez miejscowego księdza proboszcza. Ślub biorą ze sobą Kasia i Janusz, a w kościele obecne są rodziny obojga, oraz mieszkańcy wsi. Już w pierwszych minutach filmu możemy zorientować się, że nie będzie to lekka i banalna historia miłosna, lecz rozważania na temat relacji międzyludzkich, zwłaszcza w rodzinie, a także o znaczącej roli pieniądza w życiu człowieka. Głównym bohaterem filmu jest Wiesław Wojnar, czyli ojciec panny młodej i mąż Elżbiety. Jest on najbogatszym mieszkańcem wsi, posiadaczem wielu hektarów ziemi, człowiekiem zdeterminowanym, o rozległych znajomościach i dużym zapasie gotówki ukrytej pod beczką, we własnej szklarni. Jest to typ człowieka, który nie stroni od alkoholu, a zwłaszcza od wódki, ponadto pali papierosa za papierosem. Pomimo dużego kapitału należy do osób bardzo chytrych i skąpych, co udowadnia przez cały czas trwania filmu, jednak od samego początku, aż do końca Wojnar udowadnia coś jeszcze. Mimo swojego skąpstwa i przebiegłości najważniejsza jest dla niego rodzina, nie wiadomo natomiast do końca na ile jest to podyktowane głosem serca i uczuciami, a na ile chęcią jak najlepszego przedstawienia siebie i swoich najbliższych w oczach innych mieszkańców wsi. Kolejną bohaterką jest Kasia, pana młoda, córka Wiesława i Elżbiety. To chyba najjaśniejsza postać całej historii, uosobienie dobra, a jednocześnie pokrzywdzona przez los, niesprawiedliwie potraktowana przez ludzi, których spotkała na swojej drodze. Od samego początku wiadomo, że nie chce ślubu z Januszem, później dowiadujemy się jaki jest jednak powód jej decyzji. Pan młody, czyli Janusz nie należy do osób szlachetnych, ani romantycznych, to człowiek, który przez cały czas zestawia zyski i straty, dąży po trupach do celu. Jego warunkiem wzięcia ślubu z Kasią było kupno dla niego nowoczesnego samochodu przez Wojnara. Na weselu pojawia się także nieoczekiwanie dla Kasi jej pierwsza miłość, czyli Mateusz. Wojnar wynajął go w roli operatora kamery, który miał zarejestrować uroczystości kościelne i zabawę w remizie. Najważniejszą kwestią poruszoną w filmie jest znaczenie pieniądze w relacjach międzyludzkich, a zwłaszcza w rodzinie. Główny bohater filmu Wiesław Wojnar jest całkowicie przekonany o tym, że za pieniądze można kupić i załatwić wszystko, począwszy od jedzenia, wódki przemyconej ze Słowacji, butów dla pana młodego, a na miłości skończywszy. Smarzowski pokazuje jak bardzo destrukcyjna jest siła pieniądza w funkcjonowaniu rodziny, kiedy to właśnie pieniądz przysłania normalne jej funkcjonowanie. Paradoksem są słowa, które Wiesław wypowiada w początkowym przemówieniu na weselu państwa młodych: „Dużo to kosztują te rzeczy, których za pieniądze nie można dostać, zdrowia za pieniądze nie kupisz i miłości też nie, ważne, że Kasia i Janusz sobie przypasowali i że się kochają, tak jak kiedyś my z Eluśką”. Zdecydowanie polecam ten film wszystkim miłośnikom dobrego kina. 


Projekt: Mrówa w ruchu 2


Wakacje nieuchronnie się dla mnie kończą, miałem z nimi związanych wiele planów filmowych i fotograficznych, ale zdecydowania większość z nich niestety nie wypaliła. Mam nadzieję, że to co zaplanowałem uda mi się zrealizować w niedalekiej przyszłości. Na szczęście udało mi się zrobić krótkometrażową animację poklatkową, drugą część minutowego filmu stworzonego w poprzednie wakacje, mianowicie „Projekt: Mrówa w ruchu 2”. Ten film miał na celu głównie pokazanie piękna miasta Toruń, jego poprzednik kręcony był oprócz Torunia także w Bydgoszczy i okolicach. Zdjęcia do tej produkcji trwały wyjątkowo krótko, bo tylko jeden dzień, zaczęły się wcześnie rano, a skończyły wieczorem. Pomysł był bardzo prosty, pokazać przemierzenie całego Torunia pieszo, z perspektywy głównego bohatera, jednak bez poruszania przez niego nogami. Z tych powodów zdecydowałem się wybrać technikę animacji poklatkowej, w sumie zrobiłem blisko tysiąc zdjęć, które odtworzone w szybkim tempie sprawiają wrażenie ruchu.

Film można zobaczyć tutaj:


sobota, 8 września 2012

Duck Amuck

Klasyka animacji Warner Bros... Film powstał w 1953 roku i stanowił swego rodzaju eksperyment, to nieprzeciętna (zwłaszcza na owe czasy) zabawa formą, próba pokazania widzowi jak wygląda proces produkcji filmu animowanego. To sztandarowy przykład chęci odróżnienia się wytwórni Warner Bros. od Disneya, który preferował (i w pewnym stopniu nadal preferuje) produkcje bardziej cukierkowe, z wyraźnie zarysowaną granicą między dobrem i złem. Królik Bugs to nie jest bynajmniej altruista, w odróżnieniu od np Myszki Miki Disneya, ponadto rysownicy Warnera decydowali się na dość odważne zabiegi takie jak spoglądanie głównego bohatera wprost w "kamerę" - do widza. To wszystko sprawia, że od zawsze moimi ulubionym bohaterami kreskówek były postacie wykreowane przez wytwórnię Warner Bros., a 'Duck Amuck' to wielka gratka dla wszystkich miłośników animacji, polecam!


Róża w ciemności

„Róża” i „W ciemności”, dwa najbardziej nagrodzone filmy polskie zeszłego roku, obydwa opowiadają historie rozgrywające się w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Ten sam gatunek filmowy oraz zbliżony czas i miejsce akcji obydwu filmów sprawiają, że są to dzieła w jakimś sensie do siebie podobne, jednak klimat obydwu filmów, styl opowiadania historii i kreacje bohaterów są kompletnie inne w moim odczuciu. Zarówno Wojciech Smarzowki, jak i Agnieszka Holland to reżyserzy z najwyższej polskiej półki, obydwoje mają swój specyficzny styl, co doskonale widać na przykładzie ich najnowszych dzieł. Z wielką uwagą obejrzałem obydwa filmy i bez dłuższego zastanowienia wiedziałem, że w mojej ocenie film Smarzowskiego „Róża” jest zdecydowanie lepszy aniżeli „W ciemności” Holland. Celem obydwu twórców jak można było się dowiedzieć w wielu wywiadach był maksymalny realizm postaci, myślę, że mimo bardzo dobrej jak zwykle gry Roberta Więckiewicza to jednak ekipa aktorska u Smarzowskiego, z Marcinem Dorocińskim na czele wyszła jeszcze bardziej wiarygodnie. W filmie „Róża” zdecydowanie więcej momentów i scen przemilczanych, opowiedzianych obrazem, dźwiękiem, niż w filmie „W ciemności”, co moim zdaniem działa na plus tego pierwszego. Oglądając film Holland miałem wrażenie, że mimo iż historia szlachetna i niezwykła to jest mi dobrze znana jeszcze z czasów liceum, kiedy czytałem opowiadania i wiersze z okresu wojennego, nic mnie w tym filmie nie zdziwiło, nic nie sprawiło, że się wzruszyłem, ani też nie miałem szczególnie wielkich refleksji po wyświetleniu tego filmu. Inaczej sprawa wygląda w „Róży”, która pokazała wycinek historii bardzo wąski, kompletnie mi nie znany i bardzo intrygujący, mimo iż opowiedziany w sposób bardzo wyważony i spokojny to z pełnym realizmem i niepowtarzalnym mikroklimatem Smarzowskiego. Mimo, że w historii Holland nie ma postaci czarnych i białych, to jednak wkradła się według mnie w tym filmie nuta patetyzmu, czego kompletnie nie odczułem w „Róży”. Z plusów „W ciemności” mogę natomiast wymienić doskonałą postać Antoniego Bortnika, granego przez Michała Żurawskiego, natomiast kompletnie nie rozumiem czemu film Agnieszki Holland dostał Złotą Żabę na „Camerimage”, oraz Złotego Lwa i Orła za zdjęcia. Uważam, że zdjęcia Piotra Sobocińskiego u Smarzowskiego były zdecydowanie ciekawsze, niż Joanny Dylewskiej. Ostatecznie „Róży” przyznałem 8/10 punktów, a „W ciemności” 6/10 punktów. Mimo wszystko polecam obejrzenie obydwu filmów i wyrobienie sobie własnego zdania.


Titanic 3D

W internecie na próżno szukać jakiejkolwiek wartościowej recenzji „Titanica 3D”, w każdej z nich może przeczytać tylko, że z okazji 100 rocznicy zatonięcia statku reżyser filmu James Cameron postanowił przekonwertować swoje dzieło do formatu 3D i to w zasadzie tyle. Przyznam się szczerze, że od dzieciństwa mam wielki sentyment i sympatię do tego filmu, dlatego kiedy już rok temu dowiedziałem się, że po raz pierwszy w życiu będę miał okazję zobaczyć „Titanica” na dużym ekranie bardzo się ucieszyłem. Podejrzewam, że większość z nas widziała ten film już zdecydowanie więcej niż jeden, dwa, czy trzy razy, dlatego postaram się rozwiać wątpliwości czy warto wydać 22 złote na bilet i zobaczyć ten film po raz kolejny, na dużym ekranie i w 3D. Od razu ostrzegam, że to nie jest żadna recenzja ani filmu, ani tym bardziej fabuły, bo z fabułą chyba każdy zdążył się już dogłębnie zapoznać i jeżeli film mu się nie spodobał to nie będzie chciał iść do kina. To raczej moje luźne przemyślenia po wczorajszym premierowym seansie „Titanica 3D” w Polsce. Sam przed projekcją miałem wątpliwości czy dobrze zrobiłem, że wybrałem ten film, bo nawet James Cameron określił ten film jako nie 3D, tylko 2,99D, a jeśli do tego dodamy moją ogólną niechęć do trójwymiaru w kinie to robi się niefajnie. Ale już po pierwszych minutach filmu wiedziałem, że zdecydowanie warto było wybrać się na „Titanica 3D” do kina, pierwsze co zwróciło moją uwagę to niesamowicie wysoka jakość obrazu jak na 15 lat po swojej premierze, film w zasadzie technicznie niczym nie odbiega od obecnych produkcji, a o jakichkolwiek zakłóceniach obrazu, włoskach na taśmie czy innych błędach nie ma mowy przez całą projekcję. Oryginalny negatyw filmu został starannie oczyszczony w laboratorium, a następnie każda klatka została zeskanowana do jakości 4K, ponownie wyczyszczona, tym razem cyfrowo i poddana konwersji do formatu 3D co kosztowało 18 milionów. Tak jak wspominałem nie lubię trójwymiaru w kinie i nie widziałem w związku z tym zbyt wielu filmów w tym formacie, ale bardzo ciekawiło mnie to jak może wyglądać film pierwotnie nakręcony w klasyczny sposób i przekonwertowany do 3D, zwłaszcza, że to film bardzo długi i skomplikowany technicznie. Zespół Camerona spisał się według mnie na piątkę z plusem i zdziałał cuda na oryginalnym materiale, efekt trójwymiaru jest jak najbardziej dostrzegalny, a mimo to paradoksalnie nie ma tutaj ujęć które są kręcone obecnie w filmach trójwymiarowych typowo pod efekt 3D, to znaczy ujęcie samo w sobie nic nie wnosi, niczego nie reprezentuje, ale w 3D wygląda „niesamowicie”, w „Titanicu” taka sytuacja nie ma miejsca, bo przecież film kręcony był w klasyczny sposób. Czasami uśmiechałem się do siebie, bo widziałem, że niektóre ujęcia kompletnie nie nadają się do przekonwertowania do 3D, na przykład zbliżenie kręcone długim obiektywem, na jednolitym, niebieskim tle jest na tyle płaskie, że nie da się z niego wydobyć iluzji trójwymiaru, jednak wszędzie tam gdzie efekt ten dało się uzyskać jest on na najwyższym technicznym poziomie, każda szklana na stole, każdy kwiatek, a nawet kosmyk włosów są idealnie przekonwertowanie do 3D z zachowaniem wszystkich zasad przestrzennych. Jak wiadomo wielką zmorą twórców filmów 3D jest również mrok, wszystkie czernie, ale mimo wszystko uważam, że ekipa Camerona i z tym porządziła sobie znakomicie. Należy również wspomnieć, że Cameron nie poszedł w ślady swojego kolegi Georga Lucasa, który zmieniał i modyfikował swoje „Gwiezdne wojny” już kilkukrotnie i ani w warstwie fabularnej, ani w warstwie technicznej nie zmienił absolutnie nic, włącznie z kompozycją i czcionką napisów. Byłem ciekaw czy będzie w stanie oprzeć się pokusie i w jakiś sposób skorygować największe błędy techniczne w oryginalnym „Titanicu” takie jak na przykład nieostre i niecelowo rozchwiane ujęcia z Jack’iem i Fabrizio na dziobie statku, kiedy oglądają delfiny, na całe szczęście dla filmu nie zmienił się on w żadnym stopniu i wszystko zostało po staremu. Reasumując zdecydowanie polecam wybranie się na ten film do kina w nowej odsłonie, „Titanic 3D” naprawdę znakomicie ogląda się na dużym ekranie, z doskonałym obrazem i dźwiękiem, można dotrzeć w kadrze niedostrzegalne na ekranie telewizora, czy komputera szczegóły, to naprawdę niezła gratka dla fanów tego filmu i fanów kina w ogóle. Gratuluję wytrwałym, którzy przeczytali moje przemyślenia do końca i mam nadzieję, że film się Wam spodoba...