sobota, 29 grudnia 2012

Laura&Martin in color

Wczoraj urodziny miał chłopak mojej siostry - Martin. Z tej okazji wraz z moją siostrą przygotowaliśmy dla niego krótki film złożony głównie z archiwalnych nagrań, a także z ujęć nakręconych specjalnie na tą okazję na tle obrazów wyświetlanych z projektora...

Film można zobaczyć tutaj: https://vimeo.com/56245870

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Tryptyk

Dziś wieczorem zrobiliśmy z Alą mały tryptyk. Zdjęcia robiłem komórką na tle rozwieszonego, czarnego prania...

środa, 28 listopada 2012

Martin Scorsese

Słów kilka o sześciu filmach Martina Scorsese, które miałem przyjemność obejrzeć...


1. Taxi Driver (1976)

Weteran wojny w Wietnamie nie może odnaleźć swojego miejsca w starym świecie, męczy go bezsenność i dlatego zatrudnia się jako nocny taksówkarz. Przytłacza go otaczająca rzeczywistość, zaczyna dostrzegać brud, korupcję, prostytucję i narkomanię... W roli głównej młody Robert De Niro, który zagrał w tym filmie prawdopodobnie swoją najlepszą rolę w życiu. Film w niezwykły sposób oddaje klimat nocnego życia Nowego Jorku, a także obnaża wady miejscowej społeczności. Klasyk! 


2. Raging Bull (1980)

Przekonany o swojej doskonałości,  bezkompromisowy i pewny siebie bokser wagi średniej Jake La Motta wygrywa kolejne walki, zbliżające go do otrzymania upragnionego tytułu. Sukcesy na ringu nie przekładają się jednak na życie prywatne La Motty, wiecznie podejrzewa swoją ukochaną o zdradę, we wszystkich widzi wroga, nawet w swoim własnym bracie, który na każdym kroku jego kariery wspierał go całymi siłami. Jest to film, który pozornie traktuje o boksie, jednak tak naprawdę "Wściekły Byk" to historia, podobnie jak w "Taksówkarzu" o zagubionym człowieku. Jeżeli ktoś oczekuje produkcji podobnej do filmu "Rocky" to ten film prawdopodobnie mu się nie spodoba, bo tutaj ważniejsze od wydarzeń na ringu są procesy, które zachodzą wewnątrz umysłu głównego bohatera. Kolejna świetna rola Roberta De Niro, ale według mnie jeszcze lepsza jest w tym filmie postać brata głównego bohatera, grana przed doskonałego Joe Pesciego.


3. Goodfellas (1990)

Jeżeli miałbym wymienić trzy najlepsze filmy w historii kina to "Chłopcy z ferajny" z pewnością znaleźliby się na tej liście. W tym genialnym filmie mamy możliwość obserwowania od wewnątrz jak funkcjonuje mafia. Film różni się znacznie od "Ojca Chrzestnego". Jest brutalniejszy, bardziej realistyczny. Każda rola jest starannie przemyślana, a całość ogląda się z zapartym tchem! To jeden z tych filmów gdzie utożsamiamy się z głównym bohaterem bez reszty, mimo tego, że to bandyta. 


4. Gangs of New York (2002)

Pierwsze słowo jakie przychodzi mi na myśl, kiedy słyszę nazwę tego filmu to "rozmach". Epicka scenografia, tysiące statystów, wiernie odwzorowane kostiumy sprzed wieków... Historia chociaż ciekawa, to jednak nieco banalna. Możemy zobaczyć tu klasyczne schematy, wykorzystane w dziesiątkach innych filmów. Niemniej film ogląda się nie bez przyjemności. Myślę, że jednym z celów reżysera - podobnie jak w "Taxi Driver" było pokazanie, że Amerykanie to nie tylko przyklejony do twarzy uśmiech, ale ludzie, którzy otoczeni są zewsząd pokusami, z którymi często przegrywają.


5. Aviator (2004)

Po raz kolejny Scorsese przygląda się bliżej jednemu człowiekowi. Tym razem jest to postać historyczna, Howard Hughes - miliarder, pilot, producent filmowy, konstruktor samolotów, słowem - wizjoner. Obserwujemy jak powoli spełnia swoje wielkie plany i marzenia, widzimy też jego życie prywatne. Film ciekawy, ale nie jakoś szczególnie urzekający.


6. Shutter Island (2010)

Weteran II Wojny Światowej, aktualnie amerykański policjant przypływa prowadzić śledztwo, wraz ze swoim partnerem na odległą wyspę, gdzie mieści się szpital psychiatryczny... Ten film w widzach budzi mieszane emocje. Jednych zachwyca, a innych rozczarowuje. Ja zaliczam się do pierwszej grupy. Według mnie najlepiej ten film obejrzeć bez czytania o jego fabule. Bo fabuła w tym filmie jest przewrotna i zaskakująca... Z jednej strony to  thriller, z drugiej film psychologiczny. Zachwycają zdjęcia Roberta Richardsona, zachwyca klimat... Polecam!

sobota, 17 listopada 2012

Żyłem jak

Wczoraj miałem okazję zrobić coś, czego wcześniej nie robiłem. Teledysk. Kolega z czasów liceum, który jest początkującym raperem poprosił mnie o nakręcenie klipu do jego najnowszego kawałka. Zgodziłem się, całość powstawała bardzo spontanicznie. Od 10.00 do 14.00 kręcenie zdjęć w Bydgoszczy, a później montaż z Maciejem i koloryzacja do późnych godzin nocnych...


Klip można zobaczyć tutaj: https://vimeo.com/53717516

piątek, 2 listopada 2012

Cela nr

Stacja TVN zrobiła dla swoich widzów coś niewyobrażalnie dobrodusznego, otóż jakiś czas temu uruchomiła darmowy serwis VOD - TVN Player. Dzięki tej usłudze możemy oglądać najnowsze produkcje tej stacji szybciej, niż ukażą się one na tradycyjnym ekranie... Jednak nie to najbardziej mnie zachwyciło, najlepsze jest to, że oprócz najnowszych produkcji znaleźć tam możemy perełki sprzed lat, produkcje o których albo już zapomnieliśmy, albo nawet nie mieliśmy okazji ich poznać. Tak jak już pisałem jakiś czas temu na blogu, od dawna pasjonuje mnie szeroko pojęta kryminalistyka, a w szczególności seryjni mordercy. Wieść o tym, że mogę w końcu, po prawie 14 latach od swojej premiery zobaczyć serial dokumentalny Edwarda Miszczaka "Cela nr" wywołała u mnie niemałą euforię. Była to bardzo oszczędna w formie i bogata w treści produkcja, Edward Miszczak jeździł po kraju i rozmawiał z najgroźniejszymi przestępcami osadzonymi w zakładach karnych. No właśnie - rozmawiał. Czy naprawdę tak wiele trzeba, żeby zrobić znakomity program telewizyjny? Wcale nie trzeba jurorów, gwiazd, dziesiątek kamer, ciężkich lamp, ogromnych scenografii i publiczności. Wcale nie trzeba wydawać setek tysięcy, a nawet milionów złotych na produkcję. Świetnie przygotowany, zainteresowany tematem, dążący do prawdy dziennikarz, niecodzienny rozmówca, dwie kamery i naturalne wnętrze - tyle według mnie potrzeba było do stworzenia serialu dokumentalnego, który wciągnie widza bez reszty, który spowoduje, że widz będzie miał refleksje po  jego obejrzeniu... Mój wczorajszy seans z "Celą nr" rozpoczął się o godzinie 22.00, a skończył na krótko przed 5.00. To chyba jest najlepsza recenzja tego programu. Serdecznie polecam.


Na zdjęciu Tomek w wieku osiemnastu lat, dwa lata wcześniej zabił siekierą swoich rodziców podczas snu. "Cela nr" to nie pogoń za sensacją, to raczej analiza umysłu mordercy, próba zrozumienia i dociekania prawdy...

środa, 24 października 2012

Piotruś i Wilk

Utalentowana brytyjska twórczyni filmów animowanych Suzie Templeton postanowiła podjąć się kinowej ekranizacji słynnej baśni muzycznej Sergieja Prokofjewa "Piotruś i wilk" z 1936 roku. Długo zastanawiała się gdzie najlepiej zrealizować swój nowy film... Jej uwagę najbardziej zwróciła wytwórnia filmów animowanych Se-Ma-For w Łodzi i to właśnie tam powstała niesamowita animacja, która nagrodzona została Oscarem i nominowana do nagrody BAFTA. Jest to historia chłopca o imieniu Piotruś, który mieszka w małej, drewnianej chatce ze swoim dziadkiem, gdzieś w głębi zimnej, współczesnej Rosji. Zbieg okoliczności sprawia, że musi on wraz ze swoimi zwierzęcymi przyjaciółmi walczyć ze złym wilkiem, który wzbudza postrach wśród wszystkich okolicznych mieszkańców. Podczas trwania całego filmu nie pada ani jedno słowo, zamiast tego możemy słuchać wspaniałej orkiestry symfonicznej, doskonale dopełniającej piękne ujęcia filmowe. Twórcy filmu mogli zdecydować się pójść bardzo modną wtedy i dziś ścieżką, a mianowicie wybrać komputerową animację 3D. Nie zrobili jednak tego i całość powstała w klasycznej animacji poklatkowej, dokładnie takiej samej, jakiej użyto na przykład do realizacji "Kubusia Puchatka", czy "Pata i Mata". Ta decyzja spowodowała, że proces powstawania filmu bardzo się wydłużył, trzeba było wykonać precyzyjne lalki, wielką scenografię i tła, a całość żmudnie, klatka po klatce fotografować. Moim zdaniem wszystkie te starania zdecydowanie się opłaciły, bo dzięki nim film ma niepowtarzalny, magiczny klimat, daleki od większości dzisiejszych bajek dla dzieci. Poza tym efekt końcowy bardzo pozytywnie oceniła też Amerykańska Akademia Filmowa, która tak jak wcześniej wspominałem nagrodziła tę brytyjsko-polską produkcję Oscarem za najlepszą animację krótkometrażową. Zdecydowanie polecam obejrzenie "Piotrusia i Wilka" nie tylko dzieciom, ale też wszystkim dorosłym, którym dobra animacja nie jest obojętna!


Niedługo po 80. ceremonii wręczenia Oscarów, na specjalne zaproszenie Klubu Filmowego Pałacu Młodzieży - do Bydgoszczy, na kameralne spotkanie przyjechała część ekipy "Piotrusia i Wilka", wraz z lalkami głównych bohaterów animacji. Miałem okazję być uczestnikiem tego spotkania, porozmawiać osobiście z twórcami filmu, z bliska zobaczyć i dotknąć zarówno filmowego Piotrusia, jak i Wilka, a także zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, które można zobaczyć poniżej. Zdjęcie zostało zrobione w 2008 roku, więc wyglądam... Ale to jest nieważne. Od lewej: Adam Mendry - mój dobry kumpel, obecnie wzięty operator Steadicamu, ja, Dominik Wierski - Klub Filmowy Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy, Krzysztof Brzozowski - animator "Piotrusia i Wilka", pani w zielonym nie kojarzę i pierwsza od prawej Elżbieta Stankiewicz - kierownik produkcji "Piotrusia i Wilka".

Zabić sędziego

"Zabić sędziego" to film dokumentalny pokazujący od kuchni pracę sędziów piłkarskich, został zrealizowany podczas Euro 2008. Kamera towarzyszy najlepszym europejskim sędziom w szatni przed meczem, w przerwie i po meczu, a także w ich pokojach hotelowych, a nawet w ich domach podczas transmisji meczów oglądanych przez ich rodziny. Mamy również niezwykłą okazję przysłuchać się rozmowom zarejestrowanym dzięki mikrofonom, których sędziowie używają do wzajemnej komunikacji ze swoimi asystentami podczas meczu. Co ważne film dotyka również wątku Howarda Webba, którego kibice w naszym kraju znienawidzili za podyktowanie karnego w meczu z Austrią. Ten film pokazuje nieznane dotąd kulisy tej sytuacji, a to co zobaczyłem i usłyszałem zmieniło moje dotychczasowe podejście do Webba i całej tej sprawy. Co więcej scena w której Webb wraca domu, po mistrzostwach i wręcza swojemu ojcu koszulkę z meczu, tłumacząc że sędziowanie na tak wielkim turnieju to był dla niego wielki zaszczyt jest dla mnie najbardziej wzruszającą w całym filmie... Zdecydowanie polecam nie tylko fanom futbolu, ale także fanom dobrego, dokumentalnego kina!

niedziela, 21 października 2012

Drive

Fabułę jednego z najgłośniejszych filmów ubiegłego roku „Drive” można by w zasadzie streścić do kilku zdań i bynajmniej nie ma to nic wspólnego z tym, że główny bohater tej historii przez cały czas jej trwania wypowiada zaledwie kilka kwestii. Jednak paradoksalnie właśnie ten brak natłoku wydarzeń i wątków stanowi siłę tego filmu, reżyser wiele zdecydował się opowiedzieć dość wymownie obrazem. Ten zabieg może, ale nie musi się spodobać widzowi, który mimo wszystko jest przyzwyczajony – zwłaszcza przez seriale telewizyjne do przegadanych historii, gdzie wszystko podane jest niejako na tacy i nie ma miejsca nie niedopowiedzenia. O czym jest ten film? Pewnie jest tyle odpowiedzi ilu ludzi odpowiadających na to pytanie, według mnie to jest niekonwencjonalny film o miłości i o poświęceniu. Ja początkowo czułem niedosyt i rozczarowanie, ale później zmieniłem zdanie, uświadamiając sobie, że to co uważałem za wady filmu tak naprawdę są jego zaletami, pozwalającymi odróżnić się od innych produkcji. Bez wątpienia oprócz pięknych zdjęć w „Drive” uwagę przykuwa świetna ścieżka dźwiękowa, na czele z otwierającym utworem „Nightcall” i „A Real Hero”. Film jest specyficzny, nie spodoba się każdemu, ja też nie uważam go za arcydzieło, ale na pewno jest ciekawy, jest inny i trzeba go zobaczyć, żeby później nie żałować, że się coś straciło… 

poniedziałek, 15 października 2012

Motyl i skafander

Niektóre filmy dostarczają nam wielu emocji, inne są świetnie opowiedzianymi historiami, a jeszcze inne są przykładem tego, że film może być sztuką, która nie powinna mieć kompleksów względem malarstwa, teatru, czy literatury. Niezwykle rzadko zdarza się, żeby jeden film posiadał wszystkie te zalety, "Motyl i skafander" Juliana Schnabela moim skromnym zdaniem spełnia powyższe kryteria. Jest to opowieść oparta na faktach, a konkretnie na życiu byłego redaktora naczelnego francuskiego magazynu mody "Elle" Jean Dominiquea Bauby, który niespodziewanie, na skutek udaru zostaje sparaliżowany. Jedyną częścią ciała, którą może poruszać jest lewa powieka i to właśnie za jej pomocą komunikuje się ze światem zewnętrznym. To co sprawiło, że ten film nazwałem sztuką to wyjątkowy sposób opowiadania, większość filmu składa się  bowiem z subiektywnych ujęć z perspektywy głównego bohatera. W związku z tym, że Jean jest sparaliżowany to co widzimy nie zawsze jet ostre, nie zawsze pokazuje to co chcielibyśmy ujrzeć, ujęcia są długie, przechylone, nie są perfekcyjne z punktu wiedzenia klasycznej kinematografii, ale to własnie w ich ułomności tkwi cały urok i niezwykłość. W dzisiejszych czasach niezwykle trudno wymyślić coś nowatorskiego w sztuce operatorskiej... Obraz w kinie ewoluował od całkowicie statycznych, czarno-białych i niemych obrazów, poprzez pastelowe, oszczędne w ruchu ujęcia, a skończywszy na szybko pociętych, roztrzęsionych ujęciach, przypominających amatorskie filmy. Wynaleziono szereg urządzeń  które sprawiały, że operator miał coraz więcej narzędzi do pozywania człowieka i otaczającego go świata: wózek, kran, steadicam i wiele innych. Jednak mimo wielkiego bogactwa doświadczeń w sztuce operatorskiej, oraz ogromu sprzętu najważniejszy jest nie sam obraz, ale to czy wizualny styl pomaga opowiedzieć historię i nierozerwalnie się z nią łączy, czy jest tylko zwracającym na siebie uwagę dodatkiem. W filmie Schnabela niewątpliwie zdjęcia są jedną z najważniejszych składowych całości, sprawiają, że los bohatera jest nam bliższy, bardziej możemy się z nim utożsamić, przechodzimy razem z nim przez koszmar uwięzienia we własnym ciele. Co ważne - mimo, że film to koprodukcja francusko-amerykańska to autorem zdjęć jest Polak - Janusz Kamiński. Z czystym sumieniem "Motyl i skafander" mogę polecić wszystkim, którzy mają ochotę obejrzeć naprawdę dobry film. Nie jest on ani radosny, ani przyjemny, ani nie dostarczy nam rozrywki, ale może dać nam coś znacznie więcej...

poniedziałek, 8 października 2012

Idioci

W stosunku do "Idiotów" Larsa von Triera jedno jest pewne, ten film wzbudza skrajne emocje u oglądających. Pierwsza grupa to ci, którzy filmem się zachwycają, doszukują się w nim głębokiego przekazu, drugiego, a nawet trzeciego dna, a druga grupa to ludzie, którzy albo tego filmu nie zrozumieli, albo im się po prostu nie spodobał. Ja należę do tej drugiej grupy. Zakładam, że reżyser chciał przede wszystkim powiedzieć jak ważną wartością w naszym życiu jest wolność, ale zamiast skupić się na treści tego filmu bardziej moją uwagę przykuwała surowa, niedbała, i niedająca o sobie zapomnieć forma. Bohaterowie filmu mieli wybór - albo być mainstreamowcami, konformistami goniącymi za pieniądzem albo iść pod prąd i wybrać życie na uboczu, w hermetycznym gronie ludzi udających upośledzonych umysłowo, którzy od czasu do czasu spotykają się z ludźmi z zewnątrz oszukując ich i stawiając w kłopotliwych sytuacjach. Bardziej niż to jaką drogę wybrali główni bohaterowie filmu zainteresowało mnie to jaką drogę wybrał von Trier. Był on współtwórcą "Dogmy 95", czyli manifestu wprowadzającego szereg zasad, którymi powinni się kierować twórcy filmowi. Przykładowe zasady to: zakaz używania statywów i innych urządzeń stabilizujących kamerę, zakaz tworzenia filmów czarno-białych, zakaz tworzenia filmów historycznych, zakaz pokazywania nazwiska reżysera w napisach, zakaz używania sprzętu oświetleniowego, poza jedną lampą na kamerze, zakaz używania muzyki w filmach... Wszystkie te zasady wydają mi się absurdalne. Z założenia miały one stanowić alternatywę dla głównego nurtu w najnowszym kinie, jednak paradoksalnie to właśnie te zasady były zaprzeczeniem wolności twórczej, a przecież o wolności traktuje film "Idioci", który jest sztandarowym przykładem "Dogmy 95"... "Idiotów" polecam tylko fanom von Triera i filmów eksperymentalnych. Szkoda bo byłem mocno ciekaw tego filmu i miałem nadzieję, że po jego obejrzeniu będę miał jakieś głębsze refleksje. Niestety. 

niedziela, 7 października 2012

Ted Bundy

Od dawna interesuje mnie tematyka seryjnych zabójców... Jednym z najbardziej znanych morderców wszech czasów był Ted Bundy, przystojny, inteligentny mężczyzna, który w latach siedemdziesiątych na terenie Stanów Zjednoczonych zabił i zgwałcił dziesiątki młodych, niewinnych kobiet. Bardzo wnikliwie przeanalizowałem jego biografię, od najmłodszych lat, aż po śmierć i wtedy właśnie dowiedziałem się, że powstał film fabularny oparty na jego życiu. Warto obejrzeć ten film. Ja potraktowałem go nie jako thriller ale jako film biograficzny, chociaż w jego przypadku te obydwa gatunki się zazębiają. Zawsze mówiłem ludziom, którzy zarzucali adaptacjom filmowym książek niezgodność z oryginałem, że film rządzi się swoimi prawami i nie sposób z pełną skrupulatnością przelać słowa książki na taśmę filmową. W przypadku tego filmu po raz pierwszy poczułem, że czegoś mi brakuje. Film w pełni nie oddał tego jak straszną postacią był Ted Bundy, nie starczyło czasu, niektóre drobiazgi pominięto, inne nieco zmodyfikowano. W filmie zawarto jednak najważniejsze momenty z życia Teda. Zdecydowanym plusem jest bardzo dobra, przekonywująca gra aktorska Michaela Burkea, który wcielił się w psychopatę. Szkoda tylko, że reżyser nie postanowił poszukiwać odpowiedzi na pytanie - dlaczego Ted był taki jaki był, raczej skupił się na tym co Ted robił...

Tym razem zamiast kadru z filmu zamieszczam prawdziwe zdjęcie Teda 

Teksańska masakra piłą mechaniczną

Po wielu kompletnie nieudanych kontynuacjach klasyki kina grozy "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" postanowiono nakręcić jej remake. Wyzwanie podjął w 2003 roku Marcus Nispel i myślę, że z dość dobrym skutkiem. Początkowa sytuacja w filmie jest dobrze znana i sprawdzona w zdecydowanej większości horrorów... Początek lat siedemdziesiątych, grupa młodych ludzi w dalekiej podróży, skąpo ubrane dziewczyny i faceci myślący wyłącznie o piciu, paleniu marihuany i panienkach. Gdzieś na bezdrożach Teksasu pod ich samochód wpada młoda, wyglądająca na opętaną dziewczyna. Grupa przyjaciół postanawia jej pomóc i podwieźć do domu, wtedy niespodziewanie popełnia ona samobójstwo. Jest to początkiem splotu tragicznych w skutkach wydarzeń. Nie będę zdradzał dalszych losów bohaterów, bo wtedy oglądanie tego filmu straciłoby sens, ale zapewniam, że historia spełni oczekiwania fanów gatunku. Główni bohaterowie dają się lubić, a myślę, że to bardzo istotne w filmach gdzie zaangażowanie widza ma polegać na kibicowaniu im. Dzięki wysokiemu budżetowi efekty specjalne i scenografia są na wysokim poziomie, daleko im do tandeciarstwa kina gore sprzed lat. Sprawia to, że zamiast się śmiać - rzeczywiście możemy poczuć dreszczyk emocji, a przecież o to głównie chodzi twórcom horrorów. Podsumowując "Teksańska masakra piłą mechaniczną" to porządny film grozy, zrealizowany z rozmachem, niewiele wnosi do światowej kinematografii, nie będziemy mieli po seansie głębszych refleksji, ale myślę, że nie taki był cel Marcusa Nispela.

sobota, 6 października 2012

Pogrzebany

"Pogrzebany" hiszpańskiego reżysera Rodrigo Cortésa to według mnie film szczególny. Mimo, że zrealizowano go zaledwie w siedemnaście dni, za dwa miliony dolarów... Kiedy usłyszałem, że powstał pełnometrażowy film kinowy, w którym gra tylko jeden aktor, a akcja rozgrywa się od pierwszej do ostatniej minuty w zakopanej pod ziemią trumnie to stwierdziłem, że mimo ciekawego i ambitnego założenia efekt finalny okaże się całkowicie nieatrakcyjny dla widza. Na całe szczęście bardzo mocno się pomyliłem. Film jest w moim odczuciu absolutnie niesamowity - począwszy od wspomnianego pomysłu, poprzez zdjęcia, grę aktorską, a na genialnie zbudowanym scenariuszu nie pozwalającym nawet na chwilę przestać się skupić skończywszy. Reżyser szarga emocjami widza, nie pozwalając nawet na moment nieuwagi, wciąga bez reszty oglądającego w zamkniętą, ciemną trumnę, gdzie z minuty na minuty ubywa powietrza, a przybywa kolejnych niespodzianek. Co sprawiło, że tak bardzo zachwycam się tym filmem? Może fakt, że lubię filmy gdzie główny bohater zachowuje się racjonalnie, nawet wtedy kiedy sytuacja jest ekstremalna, a może to, że cała historia chociaż mało prawdopodobna to jednak jest realna, a może niezwykle klimatyczne zdjęcia, które były zapewne niecodziennym wyzwaniem, bo przecież żonglowanie różnorodnymi ujęciami wewnątrz ciemnej trumny do łatwych zapewne nie należało. Z czystym sumieniem mogę polecić obraz  Rodrigo Cortésa każdemu kto ceni niekonwencjonalne pomysły i lubi być trzymany w napięciu.

Telefon

Filmy sensacyjne mają dawać widzowi przede wszystkim dobrą rozrywkę i taką właśnie produkcją jest "Telefon" Joela Schumachera z Colinem Farrellem. Zdecydowana większość akcji rozgrywa się w jednej z ostatnich istniejących budek telefonicznych w Nowym Jorku. Główny bohater jest szantażowany przez nieznajomego mu rozmówcę, który przez cały czas trzyma go na muszce karabinu snajperskiego. "Telefon" to nie jest ambitne kino, ale na pewno takie w którym widz do ostatniej minuty w jakiś sposób utożsamia się z głównym bohaterem i kibicuje mu. Jeżeli macie ochotę na nieco ponadgodzinną rozrywkę bez spektakularnych wybuchów i efektów specjalnych to z pewnością ten film jest dla Was.

poniedziałek, 1 października 2012

Przyjeżdża orkiestra

Stosunki Arabów z Żydami można nazwać konfliktem, ponieważ od prawie stu lat praktycznie nieustannie toczą się między tymi społecznościami spory na tle zarówno etnicznym, religijnym, jak i terytorialnym. Nie są to bynajmniej spory bezkrwawe, a wręcz odwrotnie, cały świat zachodni kojarzy tereny Bliskiego Wschodu przede wszystkim z doniesień medialnych na temat konfliktów zbrojnych w tej części świata, które zdają się nie mieć końca. Konflikt ten trwa tak długo, że wielu jego aktywnych uczestników, zwłaszcza tych w młodym wieku, a także komentatorów tych wydarzeń nie zdają sobie sprawy z tego jak i dlaczego ta sytuacja się zaczęła. Wrogie relacje między obiema stronami są już niejako wpisane w kulturę tej części świata. Bardzo ciekawą, artystyczną próbą opisania stosunków Arabsko-Żydowskich jest doceniony zarówno przez krytyków filmowych, jak i przez szeroką widownię jest film izraelskiego reżysera i scenarzysty Erana Kolirina pod tytułem „Przyjeżdża orkiestra”. Akcja tego kameralnego filmu zaczyna się na lotnisku, gdzie przylatuje ośmioosobowa orkiestra reprezentacyjna aleksandryjskiej policji. Mają oni zagrać specjalny koncert w centrum kultury arabskiej, w jednej z izraelskich miejscowości. Jednak na skutek jakiegoś zaniedbania bus, który miał ich odebrać z lotniska nie przybywa, a egipscy policjanci zostali pozostawieni sami sobie na obcej ziemi. Szef orkiestry Tawfiq postanawia, że dotrą na miejsce na własną rękę i posyła jednego z członków orkiestry do informacji turystycznej lotniska, w celu sprawdzenia najbliższego kursu autobusowego do pożądanej miejscowości. Niestety młody policjant niepoprawnie wymawia nazwę miejscowości i orkiestra ostatecznie trafia w zupełnie inne miejsce. Nie ma tam żadnego Araba, a osoby spoza miejscowości pojawiają się tam niezwykle rzadko. Ubrana w jasnoniebieskie, arabskie mundury galowe orkiestra policyjna wzbudza duże zainteresowanie miejscowych. Co jest godne zauważenia Eran Kolirin uniknął wprowadzania wątków czysto politycznych i religijnych, dialogi toczą się wokół przyziemnych tematów. Z pozoru codzienne sytuacje, mało żywiołowe dialogi i nieszczególnie widowiskowa akcja nie mają większego sensu, ani nie mówią nam niczego szczególnego. Jednak ten film to tak naprawdę próba pokazania, że niezależnie od tego w jakim miejscu na ziemi się urodziliśmy, jakim językiem się posługujemy i w co wierzymy ważniejsze jest to jacy jesteśmy, a nie to kim jesteśmy. Polecam.

Fafik

Chciałbym Wam dziś przedstawić Fafika, uzdolnionego rysownika z Warszawy. Jest on autorem między innymi grafiki tytułowej na moim blogu. Grafiką i rysunkiem zaczął zajmować się w Liceum Sztuk Plastycznych w Warszawie, pasję kontynuował w Warszawskiej Szkole Reklamy i tak już od prawie 15 lat bez reszty go to pochłania... Jego system pracy wygląda w ten sposób, że zaczyna od naszkicowania pracy ołówkiem automatycznym, następnie szkic skanuje, poprawia rysy w programie graficznym, wypełnia je i dodaje cienie. Lubi szkicować praktycznie wszystko, ale tylko wtedy kiedy nie musi robić tego w krótkim okresie czasu, chociaż kiedy ma wenę to tworzenie przychodzi mu bardzo łatwo i szybko. Pracował między innymi dla: Zespołu Wydawniczego Sił Powietrznych, Wirtualnej Polski, Media Consulting i Mumin's Interactive. Poniżej kilka jego prac...





niedziela, 30 września 2012

Bieg

Wczorajsze zdjęcia u mojej prababci sprawiły, że nabrałem jeszcze większej ochoty na fotografowanie... Zabrałem moją siostrę Laurę na krótki spacer i kazałem jej biec w stronę obiektywu, powstała masa zdjęć, ale tylko jedno naprawdę mi się spodobało... Dla zainteresowanych: Nikon D5000, 18mm, f/3.5, 1/1000s, ISO 200.

Monika

Dziś wraz z tatą i bratem odwiedziliśmy moją prababcię, która mieszka pod Bydgoszczą. Ma na imię Monika i niedługo skończy 93 lata. Stwierdziłem, że warto uwiecznić na fotografiach jak wygląda moja prababcia i jej mieszkanie, jest ono bowiem zupełnie inne niż te spotykane dzisiaj. Wziąłem więc ze sobą aparat i postanowiłem zrobić kilka prostych zdjęć, które oddałyby atmosferę miejsca, w którym moja prababcia spędziła ostatnich kilkadziesiąt lat. Zdjęcia oświetliłem jedynie zastanym światłym żarowym, żeby sztucznie nie ingerować w klimat.