sobota, 2 marca 2013

Niemożliwe

Najnowsze dzieło twórcy "Sierocińca" to film obok którego nie można przejść obojętnie... Tym razem żeby w pełni móc ubrać w słowa przemyślenia po dwukrotnym obejrzeniu tego filmu przeze mnie będę musiał dość mocno spojlerować, dlatego raczej nie polecam czytania dalszej części tekstu przez osoby, który nie widziały jeszcze filmu "Niemożliwe". Zamożna rodzina Brytyjczyków, mieszkająca w Japonii wylatuje na wymarzone wakacje do Tajlandii. Wszystko jest jak z bajki do czasu kiedy niespodziewanie ląd zalewa ogromna fala tsunami... Cztery elementy sprawiły, że o tym filmie mogę powiedzieć - naprawdę dobre kino. Pierwszy z nich to zapierające dech w piersi efekty specjalne. Nie są bezmyślnie stosowane i pretensjonalne tak jak to ma obecnie bardzo często miejsce. Określiłbym je raczej mianem "Nolanowskich efektów specjalnych", czyli efekty specjalne stosujemy tylko wtedy kiedy niemożliwe jest zrealizowanie zdjęć w naturalny sposób. Ponadto w "Niemożliwe", podobnie jak w filmach Nolana najbardziej skomplikowane efekty specjalne wmontowane są w scenografie zbudowane w rzeczywistości. Taki zabieg jest niewątpliwie bardzo kosztowny, ale jego efekty są zachwycające i mniej rzucające się w oczy. Kolejną kwestią godną zauważenia jest styl reżyserski. Kunszt Juana Antonio Bayona. Widać go zwłaszcza przez pierwszą godzinę filmu, kiedy nie szczędzi widzowi szczegółów, krok po kroku pokazując rozwój wydarzeń. Zdecydowana większość scen wygląda bardzo wiarygodnie. Następny aspekt to zdjęcia. Wydaje mi się, że sztuką jest zrealizowanie zdjęć kolorowych, ciepłych, pięknych, a jednocześnie tak doskonale oddających ogrom tej tragedii i emocji z nimi związanych. No i na koniec ogromne, pozytywne zaskoczenie - Tom Holland. Ten zaledwie szesnastoletni chłopak zagrał w mojej ocenie doskonale. Często aktorzy dziecięcy bezmyślnie naśladują to co kazał im zrobić chwilę wcześniej reżyser. Przykłady można mnożyć, ale z drugiej strony ciężko się temu dziwić. Nawet Danny z jednego z największych dzieł kinematografii wszech czasów "Lśnienia" nie miał pojęcia, że gra w horrorze, wykonywał po prostu polecenia Kubricka. Tom Holland grał bardzo przekonywająco, w jego oczach widziałem ból, zwątpienie, bezradność, szczęście. Świetna reżyseria połączona z talentem aktorskim daje zachwycające rezultaty. Naomi Watts i Ewan McGregor zagrali na miarę swoich możliwości, są dobry aktorami, więc dobrze zagrali. Ale moim skromnym zdaniem ten szesnastolatek ich przerósł, oczywiście jak na swój wiek.


Na koniec moje zdanie o końcówce filmu. Ostrzegałem, że będą spojlery. Pierwsze 50% filmu było według mnie bliskie perfekcji, kolejne 40% było dobre, a ostatnie 10% kompletnie niepotrzebne. Ale zostawmy te procenty, o co mi chodzi? Kiedy Maria pod koniec filmu, po niezwykle efektownej i bardzo artystycznej sekwencji topienia się wynurza się z wody reżyser powinien zrobić cięcie i umieścić napisy końcowe. Dlaczego? Końcówka byłaby autentycznie poruszająca, niedopowiedziana niczym ostatnia scena w "Incepcji", ale zamiast tego mamy kompletnie zbędną scenę z ubezpieczycielem i samolotem, która nie służy kompletnie niczemu poza katharsis najniższych lotów dla populistycznego widza. Dlaczego więc ta scena znalazła się w filmie? Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Film w dzisiejszych czasach to nie tylko sztuka, ale inwestycja - musi się zwrócić, a najlepiej zarobić na siebie. Dzisiejszy, przeciętny widz kinowy szuka w filmie prostych przekazów, dobrych wiadomości. Niekoniecznie świadomie. Ma dość problemów w rzeczywistym świecie. Nie lubi niedopowiedzeń. Stąd ukłon w stronę takiego widza i jednocześnie w stronę większych pieniędzy. Zależność jest prosta - film mi się spodobał to go polecam wszystkim na około, czegoś mi brakowało - już nie jestem taki szczodry w komplementach. Mam nadzieję, że gdybym miał okazję spotkać się sam na sam z reżyserem potwierdziłby moją hipotezę, że chciał postawić kropkę po sekwencji wynurzania, podczas usypiania Marii przed operacją. Ale ta ostatnia scena nie może przesądzić o końcowej ocenie tego filmu przeze mnie. Film jest naprawdę dobry. Wzrusza, skłania do refleksji, a przy okazji wykorzystuje wszystkie atuty współczesnego kina - efekty specjalne, zdjęcia, montaż, grę aktorską i muzykę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz