niedziela, 10 lutego 2013

Nie rozumiem wielkiej miłości

Najnowszy film Barbary Białowąs "Big Love" wzbudza w oglądających skrajne odczucia. Widać to po recenzjach tego filmu, opiniach ludzi z którymi rozmawiałem na jego temat, albo chociażby po wielkiej rozbieżności ocen "Big Love" na Filmwebie. Ja należę do grupy osób zawiedzionych tym filmem, kompletnie nie zrozumiałem założeń reżyserki. Mamy historię gorącej miłości nastoletniej Emilii i starszego od niej Macieja rozgrywającą się przez kilka lat. Wszystko jest pięknie, ale na samym początku filmu dowiadujemy się, że ukochany zamordował swą ukochaną. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to - pewnie ten film wyjaśni co się stało, że on ją zabił. No niestety, obejrzałem film do końca i nie dowiedziałem się co było powodem tego, że on ją zastrzelił. Spytacie pewnie - to w takim razie o czym jest ten film. Nie wiem, wygląda trochę jak półtorej godzinny teledysk. Filmów o miłości powstało naprawdę sporo, więc Białowąs postanowiła zrobić coś innego, coś możliwie dziwnego. Nie wiem jaki cel chciała osiągnąć środkami, które wykorzystała w filmie, ale chyba tego celu nie udało się jej osiągnąć, skoro ja nawet nie zrozumiałem tego filmu, a co dopiero mówić o docenianiu być może jakiś ukrytych przekazów, czy czegokolwiek innego. Oprócz samej historii, która jest maksymalnie niedorzeczna i oderwana od rzeczywistości najbardziej denerwuje montaż, który ewidentnie miał być perełką tego filmu, jego artystycznym walorem. Niestety nie udało się. Akcja filmu skacze nieprzyjemnie, raz do przodu, raz do tyłu, a potem do środka i tak cały czas, w międzyczasie wplecione są piosenki śpiewane przez główną bohaterkę. Brzmi dziwnie? Jeszcze dziwnie wygląda. Oczywiście szanuję opinię wszystkich tych osób, którym film się spodobał. Mam tylko nadzieję, że ta opinia była spowodowana faktycznymi odczuciami po obejrzeniu filmu, a nie chęcią pokazania światu, że lubi się filmy, których połowa widzów nie rozumie. Do tych którym film się podobał i go zrozumieli kieruję pytanie: jaki cel miała w filmie postać psychologa grana przez Roberta Gonerę i prokuratora granego przez Adama Ferencego? Na koniec dodam tylko, że plusem filmu były odważne sceny erotyczne. Reżyserka nie żałowała ani ich długości, ani ilości nagości. Ale marne to pocieszenie, że to jedyny plus filmu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz