piątek, 8 listopada 2013

Człowiek na linie

Co powiedzielibyście przyjacielowi, który pewnego dnia podszedłby do Was i powiedział, że na drugim końcu świata budują dwa najwyższe budynki świata, a kiedy już powstaną to chciałby na wysokości czterystu dwudziestu metrów przewiesić między nimi linę o długości sześćdziesięciu metrów i przejść po niej bez żadnych zabezpieczeń? Zapewne większa część z Was odpowiedziałaby mu, że ten pomysł, mówiąc łagodnie jest niewykonalny... Jednak przyjaciele Philippea Petita potraktowali to wyzwanie jak najbardziej poważnie i postanowili zrobić wszystko, żeby urzeczywistnić największe marzenie swojego przyjaciela, które już w założeniu było całkowicie irracjonalne. "Człowiek na linie" to przepiękny film dokumentalny opowiadający w absolutnie ujmujący sposób o marzeniach, przyjaźni i wytrwałości. Reżyser zrezygnował z wykorzystania lektora i pozwolił, by swoją historię opowiedzieli przed kamerą jej uczestnicy. W mojej ocenie było to zdecydowanie słuszne rozwiązanie, ponieważ niesamowita pasja z jaką wypowiadane są poszczególne fragmenty całego przedsięwzięcia udziela się widzowi, który dzięki temu nie tylko bardziej wczuwa się w opowieść, ale także angażuje się w nią emocjonalnie od jej początku do samego końca. W prowadzeniu narracji pomagają unikalne zdjęcia archiwalne oraz inscenizowane rekonstrukcje wydarzeń, które zostały zrealizowane z wielkim wyczuciem, a dzięki sprawnemu montażowi czasami trudno odróżnić oryginalne zdjęcia od tych zainscenizowanych. Całość dopełnia poruszająca muzyka, a w szczególności utwór "Fish Beach", który jak żaden inny oddaje klimat towarzyszący przygotowaniom do osiągnięcia nieosiągalnego. Żeby nie psuć przyjemności z oglądania "Człowieka na linie" nie napiszę czy marzenie Philippea Petita udało się wcielić w życie, jednak ten film udowadnia, że równie ważna jak cel jest droga do niego prowadząca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz