wtorek, 17 września 2013

Drogówka

Dużo czasu zajęło mi zabranie się do obejrzenia najnowszego filmu Wojtka Smarzowskiego "Drogówka", ale jestem właśnie tuż po nadrobieniu tej przyjemnej zaległość. Poprzeczka, którą  reżyser sam sobie postawił jego poprzednimi filmami, była zawieszona naprawdę wysoko. Na szczęście moje oczekiwania względem tego obrazu zostały spełnione z nawiązką. Czytając opinie na temat tego filmu można wyróżnić trzy główne zarzuty, które stawiają niezadowoleni odbiorcy. Postaram się na nie odpowiedzieć. Podstawowym zarzutem skierowanym w stronę "Drogówki" jest wtórność. Wiele osób twierdzi, że filmy Smarzowskiego stały się po prostu przewidywalne. Zdecydowanie się z tym nie zgadzam. Wódka, przekleństwa, bród, seks, bezpośredniość i wznosząca się kamera w ostatnim ujęciu każdego z filmów Smarzowskiego to w mojej ocenie oznaka nie tyle wtórności, co stylu reżyserskiego. Reżyser opowiada o tych aspektach życia ludzkiego, które są według niego warte opowiedzenia, a jednocześnie przemilczane przez głównonurtowych twórców kinematografii w naszym kraju. Jego obrazy nie należą do przystępnych, a treści, które Smarzowski pragnie przekazać światu często maja gorzki posmak. Taki stan rzeczy może nie podobać się widzom, którzy w kinie oczekują lekkich tematów, czarno-białych postaci i jasno postawionej puenty. Świat Smarzowskiego składa się głównie z odcieni szarości. Prawie nigdy nie możemy powiedzieć bowiem o bohaterach jego filmów, że są definitywnie dobrzy, albo źli. Ponadto tło wydarzeń opowiadanych przez reżyseria historii jest w mojej ocenie niezwykle różnorodne. "Wesele" to współczesny obraz ponurej rzeczywistości polskiej wsi, "Dom zły" to portret mentalności pegeerowskiej Polski poprzedniego ustroju, "Róża" odkrywa nieznane szerszej publiczności wątki z lat czterdziestych ubiegłego wieku, natomiast najnowsze dziecko Smarzowskiego to opowieść o grzechach współczesnych policjantów ze stolicy, ubrana w szaty dramatu, a niekiedy także  filmu sensacyjnego, thrillera i czarnej komedii. Drugi zarzut skierowany przeciwko "Drogówce" to nieprofesjonalna warstwa operatorska filmu. Oczywiście w tym, jak i w każdym innym aspekcie każdy widz ma prawo do własnego zdania, jednak stawianie takiego zarzutu może wynikać z nieznajomości sztuki operatorskiej. Jest ona potężnym narzędziem w rękach twórców filmowych. Praca kamery i wygląd poszczególnych kadrów u Smarzowskiego pełnią przede wszystkim funkcję dramaturgiczną. Żeby lepiej wyjaśnić to co mam na myśli, posłużę się najprostszym przykładem, w którym warstwa operatorska nie pełni roli dramaturgicznej. W sitcomach najczęściej akcję filmuje się tylko z jednej - frontalnej perspektywy. Przypomina to punkt widzenia teatralnej publiczności. Ponadto ujęcia oświetlane są bezcieniowym, frontalnym światłem o dużym natężeniu. W efekcie każdy element znajdujący się w kadrze jest tak samo wyeksponowany. W drogówce jest zupełnie inaczej. Dynamiczna kamera, ujęcia często kręcone z ręki, kadry wyzute z nasycenia, połączone z przebitkami kręconymi telefonami komórkowymi i kamerami przemysłowymi w mojej ocenie nie tylko tworzą klimat sprzyjający opowiadanej historii, ale także doskonale dopełniają treść filmu. Ostatni zarzut brzmi: film jest przerysowany. Tutaj należy wspomnieć, że mamy do czynienia z filmem fabularny, a nie dokumentalnym. Oznacza to, że jest on autorską wizją autora, podobnie jak obraz, czy utwór muzyczny. Ponadto zdecydowana większość osób, która stawia ten zarzut nie ma najmniejszego pojęcia o tym jak wygląda praca policjanta. Smarzowski nie stawia tezy, że każdy policjant drogówki to wulgarny dziwkarz, który moralnością zniżył się do poziomu bruku. On po prostu komunikuje, że takie przypadki również się zdarzają. Środek ciężkości we współczesnej kinematografii, a zwłaszcza w produkcjach telewizyjnych w kontekście policjantów jest po przeciwległej stronie. Chociażby serial paradokumentalny "W11", którym nieprzerwanie od dziewięciu lat raczy nas codziennie TVN pokazuje wizerunek współczesnego policjanta jako nieskazitelnego obrońcy sprawiedliwości, któremu obce są wszelkie słabości. I tutaj byłbym bliższy postawienia zarzutu o przerysowanie, a wręcz o stworzenie wyidealizowanego wizerunku, niemającego wiele wspólnego z rzeczywistością. Wracając do "Drogówki" chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt, a mianowicie aktorstwo. Uważam, że stoi ono na najwyższym możliwym poziomie. U Smarzowskiego aktorzy mogą rozwinąć skrzydła i naprawdę pokazać to do czego są stworzeni. Podsumowując: film serdecznie polecam wszystkim tym, którzy jeszcze z jakiś powodów jeszcze go nie obejrzeli. A tym którzy obejrzeli, ale się im nie spodobał - mam nadzieję, że rzuciłem nowe światło na "Drogówkę".


Zapraszam także do lektury moich wcześniejszych wpisów dotyczących innych filmów Smarzowskiego:


2 komentarze:

  1. "Drogówka" nie spodobała mi się na początku. Tak jak piszesz, była dla mnie chyba zbyt brutalnie prawdziwa. Ale czytając ten tekst doszłam do wniosku, że w gruncie rzeczy się z Tobą zgadzam. Pisz, proszę, dalej, bo robisz to bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O :) bardzo mi miło czytać takie słowa ;) a mogę wiedzieć kto je napisał? ;>

      Usuń