środa, 9 października 2013

Służące

W czasach, kiedy praktycznie każdy może chwycić za kamerę i nakręcić swój własny film, a następnie umieścić go w sieci, a co za tym idzie umożliwić jego oglądanie na każdym zakątku globu, naprawdę ciężko jest się wyróżnić i zrobić godny zainteresowania film. W związku z tym wielu twórców ucieka się do alternatywnych dla głównego nurtu kinematografii rozwiązań fabularnych i technicznych. Skutki takich działań mogą przynieść dwa skrajne efekty, albo film okazuje się przełomowym arcydziełem, albo staje się kolejnym niezrozumiałym, albo przedobrzonym tworem. Tate Taylor, reżyser i scenarzysta "Służących" postanowił pójść klasyczną i bezpieczną ścieżką. Jego film stara się przede wszystkim opowiedzieć nam historię, bez żadnych ozdobników i elementów wprowadzających szerokie pole do interpretacji. Paradoksalnie nie oznacza to, że jego "Służące" są niepełnowartościowym dziełem filmowym. Jest wręcz odwrotnie. Film opowiada o losach czarnoskórych służących w domach wysoko usytuowanych białych mieszkańców, jednego z małych, amerykańskich miasteczek, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Stosunek Taylora do sposobu, w jaki traktowane były wtedy służące nie pozostawia pola do interpretacji. Reżyser jasno stawia bowiem sprawę i ukazuje nam bezwzględność i ogromne zacofanie ówczesnej klasy średniej. Filmów dotyczących dyskryminacji rasowej powstało naprawdę wiele, jednak ten urzekł mnie swoją prostotą i dobitnością. Oprócz tego, największą zaletą "Służących" jest fakt, że oglądało się je z przyjemnością, ponieważ scenariusz był skonstruowany w taki sposób, że niejako z góry narzucił z jakimi postaciami powinien identyfikować się widz. Wydaje mi się, że ten film jest świetnym przykładem, że można zrobić film lekki, przyjemny, a jednocześnie dotyczący ważnego problemu i skłaniający do chwili dłuższej refleksji. "Służące" prawdopodobnie nie zapiszą się złotymi literami na kartach światowej kinematografii, jednak nie oznacza to, że nie są dobrym filmem... Polecam!

2 komentarze:

  1. Oglądałam, bardzo mi się podobał ten film. Masz rację, nie jest arcydziełem, ale przecież film nie ma być sztuką dla sztuki, tylko czymś dla widza. Czasem, żeby rozbawić, czasem, żeby wyciszyć, czasem, żeby zwyczajnie wkurzyć. Bardzo podoba mi się ten blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadam się ;) są też takie filmy, które zostają "w głowie" i nie dają spokoju - takie lubię najbardziej :P Cieszę się, że mój blog bardzo mi się podoba Pani... Anonimowa ;) Pozdrawiam!

      Usuń