wtorek, 1 października 2013

Ceny biletów

Nie jestem ekspertem do spraw biznesu, ani za bardzo nie znam się na ekonomii, ale nurtuje mnie pewna kwestia. Nie mogę zrozumieć dlaczego ceny biletów do kina są tak skrajnie wysokie!? Za bilet ulgowy w Toruniu trzeba zapłacić osiemnaście złotych, a za normalny aż dwadzieścia dwa złote. Skąd moje oburzenie? W kinie bywam stosunkowo rzadko, bo tylko trzy do czterech razy w roku, ale pozwala mi to zaobserwować, że z roku na rok, wraz ze wzrostem cen biletów ilość widzów dramatycznie maleje. Średnio na seansach, w których miałem okazję uczestniczyć, w przeciągu ostatnich dwóch lat, sala była wypełniona w co najwyżej piętnastu procentach. Przecież to absurd! Czy właściciele kin, albo decydenci w sprawie cen biletów nie mogą zrozumieć, że jeżeli ktoś chce dzisiaj obejrzeć film to może to zrobić na niezliczoną ilość sposobów? Telewizyjnych kanałów, które zajmują się tylko emisją filmów kinowych jest tyle, że nie potrafię ich nawet wyliczyć, do tego dochodzą usługi VOD w Internecie i telewizji cyfrowej oraz płyty Blu-ray, czy DVD. Prawda jest jednak taka, że osoby, których nie stać na płatne sposoby zdobywania filmów, uciekają się do nielegalnych źródeł. W dobie niczym nieograniczonego dostępu do dobrodziejstw Internetu nie jest przecież sztuką bezpłatne pobranie filmu, który właśnie zszedł z ekranów kinowych. Może jestem naiwny, ale myślę, że gdyby ceny biletów do kina zmniejszyć do na przykład sześciu, czy siedmiu złotych to frekwencja na sali zwiększyłaby się kilkukrotnie. A taki stan rzeczy byłby korzystny dla obydwu stron. Widz mógłby obejrzeć film na dużym ekranie, ze świetnym dźwiękiem i na wygodnym fotelu, a do tego zrobiłby to w pełni legalnie. Natomiast właściciele kin, dystrybutorzy i producenci mogliby się cieszyć większą frekwencją, a co za tym idzie, większymi zyskami. Boję się, że jeżeli obecna tendencja się utrzyma, to kina spotka ten sam los co napój Frugo w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy jego producenci byli tam mocno utwierdzeni w genialności swojego produktu, że nie zauważyli, że ciągłe podwyższanie jego ceny skutecznie odstrasza konsumentów. Efekty takiej polityki znamy chyba wszyscy. Kiedyś przeczytałem, że największa część dochodów kina to zyski ze sprzedaży jedzenia i napojów. Zastanawiające... Jeżeli miałbym na szybko napisać kto według mnie jest najczęstszym widzem kinowym to wymieniłbym: zakochane pary, dla których kino jest prostym sposobem na randkę oraz wycieczki szkolne, których wychowawcy twierdzą, że filmy Wajdy zrobią z nich lepszych Polaków. To w mojej ocenie dość przykry obraz, bo wolałbym, żeby do kin chodzili miłośnicy kina, ludzie spragnieni przeżywania emocji, wzruszeń, a także ludzie którzy najzwyczajniej w świecie pragną rozrywki, śmiechu i odprężenia. A co jeśli takich ludzi nie stać na bilet do kina? To proste - nie idą do kina...

4 komentarze:

  1. Zgadzam się, ze wszystkim co napisałeś. Czasem zdarzą się promocję za parę złotych, ale to nie to samo. Bilety są strasznie drogie i sam "prosty sposób na randkę" to już spory wydatek. Może właściciele kin chcą zrobić z kina rozrywkę tylko dla "elity"? Może nie chcą już ludzi, zwykłych, pospolitych, szukających rozrywki czy koneserów? Jeśli kina wbiły by się w kulturę, że wizyta w nich jest już tylko dla elity, to więcej z jej przedstawicieli mogło by zacząć chodzić od kina co równa się właśnie jednak z zyskiem? Jednak to właśnie jest ich ryzyko i mogą stracić wszystko tak naprawdę. Kto wie co siedzi w głowach ich właścicieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym nie chciał, żeby wizyta w kinie była rozrywką już tylko dla "elit", ale w sumie tak już po części jest - bo tego jest swego rodzaju "elita" - finansowa. Barierą w chodzeniu do kina jest kasa... Przykre :( ps: kim jesteś "Anonimowy" :P

      Usuń
  2. Wolę pozostać anonimowy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok :) pozdrawiam i cieszę się z odzewu na moje wpisy

      Usuń