wtorek, 1 października 2013

W imię

Najnowszy film Szumowskiej "W imię" przenosi nas w sam środek typowej wsi popegeerowskiej. Jest to tło do opowiedzenia historii  katolickiego księdza ze skłonnościami homoseksualnymi. No właśnie, tyle można wywnioskować już ze zwiastunów i plakatów, reklamujących ten film. Jest to jedna z tych produkcji, w których z góry zna się przynajmniej lakoniczny zarys fabuły. Postaram się więc odpowiedzieć na pytanie czy mimo tego warto wybrać się na "W imię" do kina. Przeczytałem wiele negatywnych opinii na temat tego filmu, gdzie główny zarzut to zmarnowanie potencjału, który dawał poruszony przez Szumowską temat. Ale czy tak jest na pewno? Moim zdaniem nie. Wydaje mi się, że jednym z ważniejszych elementów, którym powinien charakteryzować się dobry film jest umiejętność poruszania widza, a takową bez wątpienia posiada ten obraz. Tą opinię opieram nie tylko na subiektywnych odczuciach, ale także na mimowolnej obserwacji widzów na sali kinowej, która była ułatwiona przez to, że siedziałem w ostatnim rzędzie. Standardowa reakcja widzów kinowych po wyświetleniu napisów końcowych to: szukanie w ciemnościach swojej kurtki, pozostałości popcornu i niedopitej coli oraz telefonu, który lubi wypaść z kieszeni, a także dyskusje na temat filmu, najczęściej ograniczające się do wymiany zdań, w stylu: "-dobry był, nie? -no, fajny, fajny, pamiętasz gdzie zaparkowałem samochód?". Na "W imię" było inaczej... Każdy dyskretnie ubrał kurtkę i bezszelestnie wyszedł z ogarniętej ciemnością sali, nie wypowiadając ani słowa. Zdaje się, że Szumowska przewidziała taki stan rzeczy i spotęgowała efekt nie używając żadnego utworu, ani innych dźwięków jako tła pod napisy końcowe. Nie próbuję udowodnić, że ten film był genialny, bo nie był, miał sporo wad, ale niewątpliwie potrafił poruszyć widza, a wydaje mi się, że to bardzo ważne. W moim odczuciu największą zaletą filmu, oprócz umiejętności poruszania, było aktorstwo. Andrzej Chyra w roli księdza Adama był tak przekonujący, że w pewnych momentach można było zapomnieć, że to przecież aktor, z dorobkiem wielu świetnych ról. Jednak to, że doskonały aktor świetnie spełnił swą rolę nie zdziwiło mnie tak bardzo jak młodzi naturszczycy. Nie widziałem chyba nigdy wcześniej filmu, w którym amatorzy zagrali tak autentycznie. Już pierwsza scena filmu, w której miejscowi chłopcy znęcają się psychicznie i fizycznie nad upośledzonym mieszkańcem wsi zapowiada aktorstwo wysokich lotów. I tutaj taka dygresja: czy to tamci chłopacy byli tak utalentowani, czy to zasługa reżyserki? To zastanawiające, biorąc pod uwagę bijące sztucznością twory korzystające z pomocy naturszczyków pokroju: "Miłości na bogato", "Dlaczego ja?" i "Ukrytej prawdy". Podsumowując: zdecydowanie polecam obejrzenie najnowszego filmu Szumowskiej, mimo kilku wad, o których nie będę pisał, ponieważ dotyczą one warstwy fabularnej, a ja klasycznie już nie będę się w nią zagłębiał, bo nie taki jest cel tego bloga.

1 komentarz:

  1. Odkąd usłyszałam o tym filmie to bardzo chciałam go obejrzeć. Parę dni temu trafiła mi się okazja i jestem zadowolona. Większość moich znajomych ciągle mi go odradzała, ale cieszę się, że ich nie posłuchałam. Szumowska nakręciła bardzo dobry film, który porusza dość kontrowersyjny temat. Cieszę się, że nie przelukrowała i nie wyszedł z "W imię..." tandetny film. Andrzej Chyra jak zwykle świetny. I zgadzam się z Tobą co do amatorów - naprawdę niezła gra. Generalnie rzecz biorąc jestem mile zaskoczona :)

    OdpowiedzUsuń